Zebranych jest kilkadziesiąt  świadectw. To dużo. Sądzę, są to wspomnienia obrazujace postać ś.p. Ks. Stanisława. Dlatego podejmuje się udostępnienia tych wspomnień. Czynię to z pewnym niepokojem, czy warunki czasowe na to pozwolą. Z drugiej strony chciałbym jeszcze zebrać nastepne wspomnienia, od tych którzy znali Ks. Stanisława ...

 

Wspomnienia zebrane zostały

według kolejności:

 

I

Wstęp do Mszy św. i homilia

J.E.Ks. Biskupa Wiktora Skworca.

 

Pożegnania wygłoszone po Mszy św. w kościele i na cmentarzu.

 

II

Kilka relacji wiernych  ujmujących postać

 ś.p. Ks. Stanisława całościowo – działalność i duchowość.

 

III

Relacje uczniów.

 

IV

Relacje wiernych.

 

V

Wspomnienia przygodne.

 

VI

Listy Ks. Stanisława do uczniów.

 

VII

 

           Ks. Stanisław w snach wiernych.

 

I

 

Wstęp do Mszy św. i homilia

J.E.Ks. Biskupa Wiktora Skworca.

 

Pożegnania wygłoszone po Mszy św. w kościele i na cmentarzu.

 

 

Kolejność przemówień:

 

 

Po Mszy – pożegnania w kościele:

 

Pan Adam Lipa – przedstawiciel Rady Parafialnej

Pani Maria Jurkowska, katechetka  - (szkoła)

Karolina Gałka - w imieniu młodzieży

Parafianin – Ks. Władysław Burek

Rodak – z Wielopola.... ks. NN.

Kolega rokowy – ks. Antoni Mikrut

Ks. Andrzej – brat rodzony śp. Ks. Stanisława

Ks. Dziekan Bronisław Marczyk (Dekanat Osiedle

Pustków)

 

Na cmentarzu:

 

Pan Bronisław Wójtowicz – w imieniu Parafii

Pani Julia Skrzynecka – Animatorka Rycerstwa

Niepokalanej

Podziękowanie – pan Bronisław Wójtowicz

Ks ............... (Słowo brata  ś.p. Ks. Stanisława)

 

 

 

 

                                                22.XII.2002 r. kandydaci do bierzmowania,  w dużej części             

                                            przepisali, przemówienia pogrzebowe, z pogrzebu Ks. Stanisława.

                                           Bóg zapłać za pomoc.

 

 

J.E.Ks. Biskup Wiktor Skworc. Wstęp na początku Mszy św.

 

Gromadzimy się, aby sprawować Najświętszą Eucharystię za nagle zmarłego kapłana ś.p. ks. kanonika Stanisława Muchę, tutejszego proboszcza. Tą Eucharystią pragniemy dziękować Bogu za jego powołanie do kapłaństwa, za jego kapłańską posługę, za dobro całego jego kapłańskiego życia. Za to, że starał się być „ALTER CHRISTUS”, który starał się być tak jak Chrystus, że starał się swoją posługą i służbą gromadzić w jedno parafialną rodzinę.

 

Świadomi naszych grzechów, zaniedbań i niewierności pragniemy Boga przeprosić za nasze grzechy i zaniedbania  ...  Spowiadam się...

 

 

Homilia  J.E.Ks. Biskupa Wiktora Skworca podczas pogrzebu.

/Tekst spisany z nagrania video/

 

 

            Bracia i siostry! Drodzy bracia w kapłańskim posługiwaniu, szczególnie ci bracia, którzy są rodzonymi braćmi zmarłego śp. księdza kanonika Stanisława. Czcigodna jego Siostro! Droga Rodzino. Droga Rodzino Parafialna. Drodzy Diakoni i Alumni naszego Seminarium Duchownego!

            Pragnę na samym początku złożyć tym wszystkim, których nagła śmierć śp. księdza Stanisława dotknęła, złożyć pragnę szczere wyrazy współczucia, ale łączę je ze słowami chrześcijańskiej nadziei, ze słowami wiary w Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego. Ze słowami wiary w tego Jezusa, który dzisiaj  gromadzi nas na tej uczcie eucharystycznej, która jest Jego ucztą, i jest ostatecznym spotkaniem z Nim. Spotkaniem z tym, który jest zwycięzcą śmierci, piekła i szatana. Moi drodzy nadeszła godzina, nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy, nadeszła godzina aby został uwielbiony także zmarły śp. proboszcz, kapłan Stanisław, wasz duszpasterz.

            Ta godzina, jak to zwykle bywa w kapłańskim życiu, albo często bywa w kapłańskim życiu, przyszła nagle, niespodziewanie. Został  wzięty, wyrwany spośród swoich obowiązków. Mówi się, nie wiem na ile to przekonanie czy tę prawidłowość potwierdzają statystyki, ale mówi się, że zwykle nowy kościół kosztuje kapłańskie życie.

 Moi drodzy śp. Ksiądz Proboszcz Stanisław był budowniczym kościoła. Był, jak ziarno pszenicy - tej Bożej, ewangelicznej pszenicy – rzucony Bożą ręką w glebę Kościoła tarnowskiego. Stało się to w roku 1972, kiedy z rąk ówczesnego biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza otrzymał w katedrze kapłańskie święcenia. Ale przecież dobrze wiemy, że już przedtem był wszczepiony w Chrystusa w sakramencie Chrztu Świętego i  uczył się Chrystusa w swoim domu rodzinnym – w Żegocicach. Uczył się miłości Boga i miłości człowieka. Uczył się tego, co znaczy dać siebie co znaczy być ewangelicznym ziarnem rzuconym w ziemię, które powinno obumrzeć, aby przynieść plon obfity .

Został wrzucony w ziemię, w glebę tarnowskiego kościoła. Pracował w Mystkowie , w Żegocinie, w Jelczy, Jadownikach i  w Brzezinach. A od 1984 roku był proboszczem tutejszej parafii w Korzeniowie i budował kościół. Budował ten kościół na płaszczyźnie materialnej i na płaszczyźnie duchowej. Moi drodzy, wy jako parafianie w Korzeniowie wspomagaliście waszego proboszcza  w tym dziele budowy kościoła. I pragnę wam dzisiaj z tego miejsca za to współdziałanie z waszym proboszczem serdecznie podziękować: bo wszak jesteście małą wspólnotą parafialną, a przecież wspólnym wysiłkiem wystawiliście wspaniały kościół. Wspólnie z waszym proboszczem ten kościół upiększaliście.  W tę budowę kościoła włożyliście wiele pracy, wiele ofiar materialnych. Ale przecież trzeba  podkreślić, że w tym kościele jest także wiele pracy nie tylko  duszpasterskiej, ale także pracy fizycznej, pracy rzemieślniczej waszego proboszcza. Nie był człowiekiem marnującym czas.  Wydawało się,  jakby go miał ciągle za mało. Jakby ten czas gonił. Jakby chciał zrobić wszystko. Jakby chciał zrobić bardzo wiele dla waszej parafialnej wspólnoty, dla tego dzieła, którym jest ten parafialny kościół. Budował kościół na płaszczyźnie materialnej, ale moi drodzy budował kościół przez blisko 18 lat na płaszczyźnie duchowej, na płaszczyźnie duszpasterskiej.  Bo przecież gromadził was w tym najważniejszym miejscu świątyni, gromadził was przy ołtarzu na to codzienne i coniedzielne spotkanie ze Zmartwychwstałym Chrystusem,  na słuchanie Bożego Słowa.

 

Moi drodzy parafianie w Korzeniowie, on budował kościół wielkością kapłaństwa Chrystusa, ale także wielkością kapłaństwa w swoim człowieczeństwie, prostym, pokornym, nastawiony na służbę, na wierność Chrystusowi i Kościołowi, co roku niejako odbudowywał tę swoją postawę, biorąc udział w kapłańskich rekolekcjach zamkniętych. Ani razu mu się nie zdarzyło, żeby w tych rekolekcjach nie uczestniczył. Był mężem modlitwy, także prac gigantycznych. Wzorem swojego mistrza Jezusa Chrystusa pochylał się nad tymi wszystkimi, którzy źle się mają na tej ziemi. Nad każdą ludzką biedą. Szczególnie zajmował się, poświęcał się chorym. O tym świadczą liczne świadectwa pisane, z którymi miałem okazję się zapoznać. Wszędzie, gdzie pracował, dla niego szczególną troską byli chorzy, nad którymi się pochylał, chorym pomagał. Ale moi drodzy, był także dla chorych duchowo, był w konfesjonale. Wiedział , jak ważne to miejsce świadczenia Bożego Miłosierdzia.

 

Moi drodzy bracia i siostry! Drodzy bracia w kapłańskim posługiwaniu! Jak tu dzisiaj nie dziękować Bogu za takiego kapłana.

 

Pragnę to czynić, także w imieniu moich poprzedników: arcybiskupa Jerzego, arcybiskupa Józefa i moim własnym. Dziękuję Bogu, razem z wami, za takiego wspaniałego kapłana, który był zapatrzony w Chrystusa Syna. Budował Kościół i dla Kościoła obumarł. Dał swoje życie i już przyniósł plon obfity, bo przecież pewnie w kategoriach także duchowego plonu można patrzeć na tutejszą parafialną wspólnotę,  to jest  owoc Łaski Bożej osiemnastu lat pracy zmarłego śp. księdza proboszcza Stanisława. Przyniósł swoją pracą plon obfity i pewnie z tym plonem odszedł do Boga po wieczną nagrodę. Moi drodzy bracia i siostry, śp. ksiądz proboszcz Stanisław służył wiernie Chrystusowi, służył wiernie Chrystusowi w jego Kościele.  A dzisiaj w Ewangelii powiedział nam Jezus Chrystus, że jeśli ktoś Jemu służy, to uczci go Ojciec Niebieski. Możemy z całą odpowiedzialnością i pewnością powiedzieć, że zmarły śp. ksiądz proboszcz Stanisław wiernie służył Chrystusowi i możemy być pewni, że uczci go Ojciec Niebieski - tą najpiękniejszą nagrodą oglądaniem Boga twarzą w twarz.

 

Wyrażamy nadzieję, że zmarły śp. ksiądz proboszcz Stanisław, tak jak troszczył się o waszą wspólnotę parafialną za życia, tak nie zapomni was przed Bożym tronem. Niech będzie waszym orędownikiem. Niech wam wyjedna potrzebne łaski, byście także w waszym życiu jak on przynosili obfite owoce dobrych, błogosławionych czynów. Wtedy jego posługa duszpasterska, jago kapłańska siejba, będzie trwała. Będzie przynoszącą błogosławiony owoc. Niech się tak stanie.

Niech  zmarły śp. ksiądz proboszcz Stanisław wyjedna wam u tronu Bożego potrzebne łaski i Boże błogosławieństwo. A on sam niech się cieszy przyjaźnią Boga Samego. Amen.

Amen. 

 

 

Po Mszy św.

 

Pożegnanie w imieniu Rady Parafialnej

 Adam Lipa.

Księże Stanisławie!

W tej ostatniej drodze żegna Cię krótko i skromnie Rada Parafialna. Żegna Cię twoimi słowami :

 

,,Kto ma uszy niechaj słucha”,

 

- tak często kierowałeś do nas i przypominałeś nam te słowa : ,,Kto ma uszy niechaj słucha i oczy szeroko otwarte wpatrując się w krzyż Chrystusa, rozważaj słowa Ewangelii. Niech te słowa staną się dla nas życiowym mottem po stracie naszego duszpasterza. Byłeś nam więcej niż przyjacielem, byłeś nam więcej niż bratem, wreszcie byłeś nam więcej niż ojcem. Na swój sposób starałeś się dotrzeć do każdego napotkanego na swej drodze serca. Za okazaną nam miłość niech Bóg wynagrodzi Ci pełnym udziałem w jego zmartwychwstaniu. Dzięki Ci księże Stanisławie, że chciałeś, zostałeś duchem i ciałem w naszej parafii.

 

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci.  

 Amen.

 

 

Pożegnanie

Maria Jurkowska – katechetka ucząca w szkole w Korzeniowie.

 

Drogi księże Stanisławie, proboszczu i katecheto, nasz kolego i przyjacielu. Pragnąłeś nadawać sens naszemu życiu, a teraz wiesz, że trzeba podnieść żagle i dać się unieść w jakość przeznaczenia i woli Bożej.

Naszą głęboką, szczerą modlitwą, żegnamy Cię: Grono Nauczycielskie i dzieci szkolne.

Pokój Twojej duszy księże Stanisławie.

 

Pożegnanie w imieniu młodzieży –

Karolina Gałka.

 

Kochany Księże Kanoniku.

W imieniu młodzieży chcemy Ci złożyć ostatnie życzenia.

Lat kilka byłeś z nami,

a gdy odszedłeś do wieczności,

żegnamy Ciebie ze łzami za to, że byłeś dobry,

za pracę gorliwą w parafii.

 

Dziękują Ci starsi i mali,

serdecznie jak każdy potrafi.

Po latach o Księdzu Kanoniku

pamięć w sercach zaginąć nie może.

Dzisiaj prosimy modlitwą serdeczną,

                                                daj Mu z Tobą obcować o Boże.

 

 

Pożegnanie księdza Władysława Burka

rodaka parafii Korzeniów.

 

 

Drogi Księże Proboszczu, w naszej parafii są dwie siostry służebniczki i dwóch kapłanów rodaków. W ich imieniu i w swoim pragnę podziękować za ofiarną służbę kapłańską, całemu Ludowi Bożemu, za wielką życzliwość wobec nas i naszych rodzin. Myślę, że nie sprawiliśmy tobie przykrości i staraliśmy się w miarę możliwości jak najlepiej z Tobą współpracować. Pragniemy pamiętać o tobie w modlitwie i prosimy Cię o modlitwę za nas przed najwyższym kapłanem Pasterzem. Drogi Księże Proboszczu, twoją wielką radością i można powiedzieć szczególnym owocem twojej pracy i modlitwy było powołanie księdza Bogusława obecnego misjonarza na Białorusi. Oby Twoja praca i obecnie - przebywanie przed Najwyższym Kapłanem, wydały w naszej parafii jak najliczniejsze powołania kapłańskie i zakonne.

 

Szczególną grupą, bo są bardzo blisko ołtarza i kapłana, są zawsze ministranci i lektorzy. Oni też dzisiaj przeżywają chyba najbardziej pożegnanie Ks. Proboszcza. Przecież w pierwszy czwartek przyszli modlić się o powołania kapłańskie i zakonne jak to było w zwyczaju. Drodzy ministranci i lektorzy Ks. Proboszcz cieszy się dzisiaj wami, gdyż widzi was dużo przy ołtarzu, u komunii świętej, a to była dla Niego największa radość. Może wielu z was uczyni sobie dzisiaj postanowienie, że będą usługiwać do mszy świętej także w gimnazjum i do końca szkoły średniej, a może nigdy nie będą stać tak daleko pod chórem jak ci, którzy kiedyś odeszli. Ks. Proboszcz będzie z pewnością modlił się dalej o powołania kapłańskie i zakonne, bo jest nas zbyt mało w naszej parafii. Może któryś z chłopców, dzisiaj tutaj rozmyślając nad tym pożegnaniem, nad tym co otrzymał od Ks. Proboszcza postanowi, że będzie lepiej się uczył, pracował nad sobą, może pójdzie do seminarium i zastąpi Ks. Proboszcza. I oby takich było jak najwięcej. Księże Proboszczu dziękujemy Ci za wszystko i wszyscy razem teraz wypowiedzmy głośno serdeczne ,, Bóg zapłać”. Wierni: Bóg zapłać!!!

 

I pragnę jeszcze teraz ogłosić dodatkowe Msze św. Terminy będą ustalone.

  1. Od parafian z Brzezin, gdzie pracował Ks. Proboszcz.
  2. Od Dyrekcji Szkoły i Rady Pedagogicznej, pracowników, obsługi i młodzieży szkolnej. 
  3. Od Józefa Więcha i Jego Rodziny.

 

Pożegnanie Ks. Rodaka  NN.  z Wielopola

– kolegi z ławy szkolnej.

 

Kochany kolego z ławy szkolnej, przyjacielu, rodaku z Wielopola Skrzyńskiego.

W imieniu rodaków, nie będę Cię żegnał, bo będziemy dbać o tę (trumnę? – słowo mało czytelne na taśmie dźwiękowej), ale pragnę Ci podziękować za dwie rzeczy. Za Twój dla nas przykład miłości miłosiernej. Miałeś zawsze bardzo bogatą wyobraźnię miłosierdzia od najmłodszych lat. Tyle tutaj w tej parafii osobiście napracowałeś się, by upiększać tą świątynię ale w tym zapracowaniu zawsze pamiętałeś  na słowa św. Jana  Chryzostoma, które czytamy w sobotę 21 tygodnia. Cóż za pożytek jeśli stół Chrystusa, ozdabiają złote kielichy, podczas gdy On sam jest ubogi.

Byłeś bardzo wrażliwy na wszelkie cierpienie, na to fizyczne i moralne. Szczególnie jak ks. bp. zaznaczył, troszczyłeś się o chorych i cierpiących. Często bywałeś na  Pszennej (...) w Tarnowie. Odwiedzałeś nie tylko ks. Rogoża i innych kolegów. Byłeś tym z rodaków, który najczęściej był u nas i przyjeżdżałeś zawsze z kimś i z czymś. Nie zapomniane są  słoiki  wspaniałego miodu. Na pewno Ci Bóg za to wynagrodzi.

Za drugą rzecz, za którą chcę Ci podziękować, to za Twoją solidarność z Księżmi Rodakami. Tak często, gdy zostałeś proboszczem zapraszałeś, a już w tym roku to wprost nalegałeś, - musisz być u mnie, musisz powiedzieć kazanie na odpuście. I spędziłem tu dwa i pół dnia, podziwiałem jak wiele osób chodzi do spowiedzi, a później po odpustowej Mszy świętej chwile wrażeń, chwile wspomnień, tyle planów przedstawiałeś i wtedy nasunęła Ci się myśl, że będziemy w tym roku odwiedzać naszych rodaków, tych, których się da. Już za kilka dni byłeś na Pszennej ...  z prezentem oczywiście, który będzie mi Cię ciągle przypominał, Bóg zapłać za niego.

Kochani Kapłani Rodacy, spieszmy się kochać, bo zbyt szybko odchodzimy. W ciągu dwóch miesięcy z Wielopola odeszło nas dwóch. Zostało nas jeszcze siedemnastu. Zapewniamy Cię Stasiu, że będziemy pamiętać w modlitwach. Wierzymy (...), że Bóg bogaty w miłosierdzie dla Ciebie jest miłosierny, bo byłeś bardzo miłosierny, to oręduj za nami, prosimy Cię o to, u Boga, Jezusa Najwyższego Kapłana, który nas powołał, abyśmy w powołaniu wytrwali do końca. Do końca, tak i co do czasu jak i co do zaangażowania. 

 

Pożegnanie  w imieniu kolegów z rocznika.

Ks. Antoni Mikrut.

 

 

Nasz rocznik 1972 przeżywa nie tylko chwile, dzień żałoby i pożegnania, chwile dziękczynienia, a także ma okazję do refleksji, nad własną drogą kapłańską. Nie tak dawno, a jednak było to trzydzieści lat temu, wypłynęliśmy pełni entuzjazmu i zapału na wielki rejs. Posłano nas na różne strony, najpierw diecezji, a potem nawet świata, wysłani przez Kościół i jego przełożonych. Potem regularnie co roku, co jakiś czas z okazji srebrnego jubileuszu kapłaństwa. W tym roku z okazji trzydziestolecia kapłaństwa snuliśmy zawsze refleksje na temat kolejnych etapów tego rejsu i składaliśmy równocześnie naszym biskupom tarnowskim, w czasie spotkań, krótkie raporty o stanie naszego żeglowania. O jego sieciach, o połowie, o trudach, a także naszych nadziejach. To było zawsze bardzo wzruszające, zarazem mobilizujące do dalszego, dobrego, żeglowania. Nie mieliśmy chyba odwagi, aby to stwierdzać, ale każdy czuł i wiedział, że nasze żeglowanie ma swój kierunek i że zmierza przecież do drugiego brzegu, do portu wyznaczonego przez Pana, że z czasem przecież zacznie nas ubywać i oto dzisiaj już drugi kolega z naszej załogi 72 dotarł już do brzegu, do portu zbawienia. Pod krzyż ubrany w swojej świątyni. Zakończył żeglowanie. Oddał łódź, wiosła, sieci, aby zdać sprawę z połowu i otrzymać mając nadzieję, nagrodą wieczną. Zmęczony, ale szczęśliwy. Staszku my twoi koledzy, przystanęliśmy na moment, nie zwijamy żagli, chcemy jedynie z tobą się pożegnać, pogratulować wspaniałego rejsu, ponowić przyjaźnie i powiedzieć do zobaczenia Stachu, jak to mówiliśmy co roku na naszych spotkaniach. I chociaż pożegnania są smutne i żałoba przecież panuje dzisiaj w naszym roku, to jednak ty rozumiesz, że tylko na krótko możemy tu się zatrzymać, bo przecież nam żeglować nadal trzeba, taka jest kapłańska droga.

 

Pogrzeb kolegi kapłana to także chwila dziękczynienia, całą litanię dobra można by dzisiaj wyliczyć, dobra które jest, aż nam kolegów kursowych za Twoją     sprawą udziałem. Nie da się wszystkiego powiedzieć o wielu rzeczach już powiedziane. Ja zwrócę uwagę na dwie specyficzne oznaki tego dobra, warte zauważenia, za które należy Ci się od nas szczególne podziękowanie.

 

Pierwsza - to Staszek był sumieniem naszego roku, krystaliczna szlachetność, prostolinijność, konsekwencja, nawet upór w dążeniu do kapłaństwa mimo, że nauka nie szła mu tak łatwo do głowy. Był od nas 12 lat starszy. Szczera pobożność i ogromne umiłowanie powołania. Te rzeczy wiele razy nas po prostu zawstydzały zwłaszcza, gdy w naszych (upartych?) jeszcze  głowach rodziły się nie zawsze najszlachetniejsze pomysły i czasem daleko nam było jeszcze do dojrzałości. Staszek przyszedł już z uformowanym powołaniem.

I drugie, nasz kolega Staszek - musimy wszyscy to stwierdzić - nie zmarnował ani jednej chwili kleryckiego i kapłańskiego życia. Nie przeżył ani jednej godziny pusto i bezczynnie wiosłował i wiosłował od brzegu do brzegu, ocierając jeno pot z czoła. Miał poczucie odpowiedzialności za dar czasu, za czas życia kapłańskiego, które wyprosił, wybłagał, wymodlił i otrzymał od Pana. Tym bardziej, że jak wiemy to kapłaństwo zostało mu dane bardzo późno i zostało mu o 12 lat niejako skrócone. Chciał dogonić spóźnione powołanie i spóźnione kapłaństwo. Dziękujemy dzisiaj Bogu za tak wzorowego świętego, krystalicznego kolegę i dziękujemy tobie Staszku za to twoje onieśmielające nas świadectwo.

Gdy odchodzi kolega z roku, kapłan wspaniały, pozostały do głębokiej refleksji ... nad naszym kapłaństwem. Zadumali się wszyscy wczoraj, dzisiaj patrząc na tę trumnę. On potrafił, on tak wiele zrobił, ale wiemy że już niczego nie zmieni, nie powtórzy, niczego już nie poprawi, nie dokończy swoich planów. Już ktoś inny wprawi szyby w nowe drzwi pod chórem, które właśnie w czwartek montował. Już ktoś inny wygłosi w niedzielę następne kazanie z tej ambony, ktoś inny zbierze owoce, które on sadził, szczepił i pielęgnował. A my, którzy pozostajemy jeszcze dzisiaj, jeszcze teraz możemy wiele zmienić, możemy jeszcze poprawić, udoskonalić, możemy przyspieszyć krok, możemy jeszcze raz zanurzyć sieć na głębię.

Warto o tym teraz pomyśleć. Przecież ktoś z nas będzie następny i nie rozglądajmy się zbyt wokół siebie, ale bądźmy gotowi jak On. Bo Pan Bóg ma już posortowaną listę i to nie koniecznie według daty urodzeń.

 

Aby teraz nasz przystanek nie przeciągał się zbyt długo, bo on nie może być zbyt długi. Jeszcze raz powtarzam do zobaczenia Staszku w niebie i do spotkania w Panu codziennie, bo Ty z Nim jesteś, a my przecież codziennie przed Panem stajemy,  i do Niego przychodzimy i tam Cię możemy spotkać, kiedy razem w tej jedności z Tobą w Panu, jest nasza modlitwa o Twoje zbawienie, szczególnie Msze święte gregoriańskie, które dzisiaj za Ciebie rozpoczynamy.   

 

Pożegnanie brata zmarłego ks. Stanisława
– ks. Andrzeja Muchy.

 

            Proszę pozwolić, że najpierw przemówię jako zmarły, w imieniu zmarłego. Stanisław nie mógł się pożegnać ze swoją rodzina. Nie tylko tą rodzoną, ale tą prawdziwą, dla której tą rodzoną opuścił. Nie mógł się pożegnać z parafią, dla której poświęcił całe swoje życie bez reszty. Najpierw z pewnością chciałby was kochani przeprosić, bo każdy człowiek, nawet najlepszy, ma swoje wady, ma swoje niewłaściwe pociągnięcia i ma swoje potknięcia. I dzisiaj w jego imieniu chciałem was serdecznie prosić o przebaczenie. Nie chciał was nigdy urazić, ale nie wszystko się wam mogło podobać. To, co do was mówił, to były słowa po głębokim zastanowieniu, po głębokiej modlitwie i po głębokim cierpieniu. I mogły niekiedy wydawać się ostre, niezrozumiałe, ale to były słowa płynące z serca. Słowa, tak jak lancet lekarza. Nie po to by zabijać, ale by leczyć. Ale jeżeli ktoś te słowa, to postępowanie przyjął jako krzywdzące dla siebie, dziś myśli o przebaczeniu.

            Chce mój brat, nasz brat, - bo w imieniu rodzeństwa przemawiam, - Wam serdecznie podziękować. A ma za co. Wiele kosztowało go trudu wzniesienie tej świątyni, wykończenie, utrzymanie tej parafii. Tak nielicznej. Wiem z własnego doświadczenia ile to kosztuje, ile musieliście włożyć i pieniędzy, i mozołu, aby tą świątynię zbudować. Ale nie to jest najważniejsze. Znacznie ważniejsze było to, co się działo w waszych duszach. Jakże zmieniło się w waszych duszach. Świadczy o tym, tak liczna dzisiaj Komunia Święta – wasze ozdrowienie. I za tą zmianę, za tę waszą gorącą pobożność, narastającą ciągle, chce Wam zmarły dzisiaj serdecznie podziękować.

            A o co was prosi?

Kto ma uszy niechaj słucha.

Mówił może nie tak długo, mówił może nie zawsze tak łatwo, może nie zawsze się  mogło podobać wybrednym uszom, lecz to były takie słowa, jak słowa Pawła, które docierały do tych, którzy chcieli je przyjąć, ale które bardzo zrażały jeżeli, ktoś nie chciał słuchać Bożej prawdy. Niech te słowa, które głosił tutaj przez 18 lat odezwą się w waszych sercach. Niech to ziarno siane, a może jeszcze, które nie skiełkowało, nie zostało wydziobane całkowicie, ożyje i wyda plon.

 

             A teraz w imieniu rodzeństwa, twojego Stanisławie, chciałem coś o tobie powiedzieć. Wszystkich ciekawi tutaj, dlaczego czterech kapłanów, dlaczego siostra zakonna? Dlaczego takie jego życie?

Tacy byli rodzice. Naprawdę święci. Myśmy często widzieli na kolanach, w kościele. Myśmy ich nigdy nie widzieli podpitych, podchmielonych, nigdy, ani raz. Myśmy ich nie widzieli nigdy dłużej kłócących się. Bo były, jak wszędzie. Przepraszam, nie wszędzie. Jak w większości rodzin drobne nieporozumienia, lub nie zawsze można było się dogadać. Byli poświęceni bez reszty miłowaniu nas – dzieci. Chociaż byli bardzo prości kochali książki, prasę katolicką. Książka była na dobranoc. Na szczęście nie było wtedy telewizora, nie było nawet radia. Nie było elektryczności, była  lampa naftowa na odwróconym garczku. Zebrani wokół stołu, zasłuchani z żywoty świętych i historię Polski, zasłuchani w jakieś piękne dzieje jakiejś szlachetnej postaci. Myśmy razem z rodzicami szli do kościoła. Tatuś w każdą niedzielę bywał dwa razy w kościele. To nie mogło pozostać bez skutków. Nasza mamusia, z każdym z nas w łonie, z wyjątkiem ostatniego, wędrowała do Matki Bożej w Tuchowie i wszystkich tych Matka Boża jakoś wyprosiła dla Chrystusa. Najmłodszy siedzący tutaj obok, nie mogła się udać, bo akurat był front, wojna musiała pozostać. I pozostał. Pojął żonę i doczekał się pięciorga dzieci.

             I tak się złożyło, wczoraj w Tuchowie, gdzie przedwczoraj składałem przed tym obrazem złotą różę. Jakże cieszyła się nasza mama, że tam wędrowała. A wczoraj, kiedyśmy tu przyprowadzili ciało naszego brata, do tego kościoła, dusza jego chyba się cieszy. Jeżeli jeszcze musi przejść przez czyściec, to jest pewna, że będzie oglądała Boga.

            Był człowiekiem, Stanisław, zawsze takim pokornym, na boku. Najstarszy, ponieważ to było zaraz po wojnie poszedł do Michalitów, do szkoły, uczyć się rzemiosła... ale tam, ponieważ bardzo dobrze się uczył zapytano, czy by księdzem nie został. „No, ja księdzem?”.  Ale jak się okazało, że może, - to został. Potem siostra zaczęła szkołę krawiecką. W drugiej klasie tej szkoły średniej przyszła do domu i mówi mamie: „Mamo idę do Michalitek!” . „Dziecko ty jedyna, do zakonu? A kto mnie na stare lata obsłuży? – zlituj się dziecko”. Na nic płacz, uparła się i poszła. Wydawało się, że Stanisław będzie następny, ale nie był. Wiemy, że dawniej, nie ciągnik, ale para koni, albo jeden koń, pług, motyka, widły to podstawowe narzędzia. Do jedzenia wiele gąb i trzeba było dużo pracować. Trzeba było dzierżawić, pola po różnych częściach. A więc pracy ogromnie dużo. Wtedy Stasiu skończył szkołę podstawową. Mama mówi: „Stasiu, zostaniesz, będziesz tatowi pomagał.” A Stasiu jak zawsze pokorny. Kazali - został, ale chyba już wtedy o czym innym myślał, ale pozostał pracować na gospodarce. Tam poznał wartość pracy, tam poznał smak potu, tam poznał co to znaczy współżycie sąsiedzkie, taka pomoc wzajemna, co to znaczy człowiek chory, zmęczony.

            Ustąpił miejsca mnie, żebym ja mógł pójść do szkoły średniej, a potem pójść do seminarium, i gdy ja zostałem kapłanem w roku 1962, on był już po wojsku, w którym służył dłużej, ze względu na kryzys kubański wówczas. Przyjeżdża do mnie i mówi: „słuchaj no chciałbym do zakonu”. Do zakonu? „Tak. Na brata.”. No, a co tam będziesz robił? „A będę gotował, będę w sadzie pracował?” „Dlaczego?”  „No szkoły średniej nie mam, matury.” „No to przecież zrobić można, w tym wieku? A jeszcze starsi przecież zaczynają i kończą. Pan Bóg nie będzie chciał, nie będziesz.”

            Przez cztery lata dojeżdżał 36 km na rowerze, w każdym tygodniu. Skończył szkołę średnią, zdał maturę, poszedł do seminarium. 10 lat, gdy ja zostałem kapłanem on  starszy ode mnie też został kapłanem. Jestem mu dłużny te 10 lat i za to Stanisławie chcę ci dzisiaj wyrazić publicznie moje uznanie i podziękować. Tyle wspaniałych słów padło pod adresem zmarłego. A wczoraj podszedł jeden z kapłanów i powiedział: „tak wygląda pogrzeb świętego”. Oby te słowa się spełniły. Pan Bóg ma inną miarę niż my mamy, wybiera nie tych wysokich, sławnych, tylko tych prostych, pokornych, cichych. Dzisiaj gratulujemy Ci Bracie Stanisławie, twojej postawy, to żeś nie zmarnował życia, to żeś naszą rodzinę, nie tylko nie zawstydził, ale otoczył takim uznaniem. Dziękuję ci za wszystko coś dla nas zrobił, czym dla nas byłeś, czym będziesz.

            Chciałem bardzo serdecznie podziękować rocznikowi mojego brata. Zawsze z takim szacunkiem się zawsze o Nim wyrażali. A on o nich tak samo. Rzadko się spotyka takie zżycie między kolegami, takie braterskie, aż zazdrość brała, że tak tam właśnie było. Wyrażam Wam serdeczne uznanie i podziękowanie i moją wielka radość, że trafił na taki rocznik.

Dziękuję teraz wszystkim, którzy biorą dzisiaj udział w tej, dla niektórych żałobnej uroczystości, ale dla nas o dziwo, to nie jest taka żałobna uroczystość. Jest ten smutek, ale i głęboka radość, przeogromna radość, że życia nie zmarnował.

             Najpierw chciałem serdecznie podziękować Ekscelencji że dostrzegł kapłana pracującego tu, na skraju lasu, na tych piaskach, takiego prostego, i znalazł tyle czasu, aby tutaj być razem z nami. I tak serdecznie przeżywać, i tak długo, tę naszą uroczystość. Niech Pan Bóg wynagrodzi za to uznanie i za tą serdeczność.

            Bardzo serdecznie dziękuję przedstawicielom KULu, - księżom infułatom, na czele z księdzem infułatem, który przez tyle lat tu szefował i tak dobrze znał Stanisława.

            Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim  rodakom z Wielopola Skrzyńskiego. Dużo nas było. Kruszymy się. Ale jeszcze jest nas dużo. Dziękuję wam za ten szacunek, za to że tak licznie dzisiaj tutaj jesteście.

            Dziękuję bardzo serdecznie kapłanom z tutejszego dekanatu. Tyle słów dobrych słyszałem o bracie, tyle zatroskania. Nie tylko teraz przy pogrzebie, przy pogrzebie i chorobie. Ale zawsze z takim wielkim uznaniem, szacunkiem o nim mówili. Niech wam Bóg wynagrodzi. 

            Dziękuję wszystkim kapłanom z mojego dekanatu gorlickiego, którzy przyjechali dzisiaj ze mną, by uczcić, oddać ostatnią posługę mojemu bratu. Niech wam Pan Bóg wynagrodzi.

            Bardzo serdecznie dziękuję księżom, którzy pochodzą z tej parafii. Rzadko się spotyka tak ogromne uznanie, zrozumienie i współżycie między proboszczem, a między kapłanami. Oby to był zawsze dla was wzór.

            Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim kapłanom, już nie będę wymieniał. Jest ich tak naprawdę wielu i tych, którzy pochodzą z mojej parafii, z Gorlic,  też tutaj są w dużej części. I są z dalszych stron, gdziekolwiek brat pracował.

            Bardzo serdecznie dziękuję wam, wiernym, najpierw wierni z parafii z Korzeniowa. Za to coście robili, za to co robicie i jeszcze będziecie robić dla naszego brata. Uważamy, że brat nasz opuścił naszą rodzinę, ojca i matkę, a poszedł do was i ma już na zawsze pozostać. Otoczcie jego grób pamięcią, ale przede wszystkim wracajcie do tego, co wam mówił, aby te słowa ciągle brzmiały i ożywały. Dziękuję Wam za tak pięknie przygotowany pogrzeb, za to przede wszystkim - za rozmodlenie, za tyle Komunii Świętych dzisiaj przyjętych.

            Dziękujemy wiernym z mojej parafii, z Gorlic, którzy tak licznie autokarem, własnymi samochodami przybyli, aby tutaj brać udział.

Byłbym nie w porządku, gdybym nie pamiętał o siostrach zakonnych. Michalitkach, ze względu na siostrę, którzy tak licznie tutaj przyjechali z Krakowa, z miejsca, i z Wielopola Skrzyńskiego. O Siostrach Służebniczkach z Przecławia, którym posługiwał jako spowiednik. I o innych siostrach, z którymi się spotykał, a które tutaj są na tym pogrzebie.

Dziękuję władzom, o których, czy to gminnych, czy w Dębicy, o których tak zawsze dobrze wspominał brat.

Jeszcze raz, chciałbym tak, jak wczoraj podziękować rodzinie Podlasków. Pani Podlaskowa była dla naszego brata, jak mama. Jest to ogromny skarb. Zawsze mógł na nią liczyć, nigdy się nie zawiódł. Oby każda parafia miała właśnie tak oddane panie, które by służyły tym, którzy służą parafii.

Dziękuję wszystkim tu obecnym, którzy tak licznie przyszli, aby się pomodlić, polecić Panu Bogu, tak ich...   jeszcze ksiądz dziekan chce coś mówić! Muszę go dopuścić.

Niech wam Pan Bóg wynagrodzi!   

 

Pożegnanie Księdza Dziekana z Pustkowa Osiedla

Ks. Bronisława Marczyka.

 

 

Ksiądz biskup mi szepta do ucha, że nie wierzy, żebym krótko mówił.

 

 

Wszystko to co tu było mówione potwierdzam i podpisuję, a z nim pracowałem 18 lat. Ja w sąsiedztwie on tu. Jego ogromną pobożność, jego ogromną pracowitość. Jeżeli się do Niego przyjechało to można było go spotkać w kościele, pod kościołem jak ule robił. Albo, za drogą koło pszczół. Rzeczywiście nigdy nie siedział, czekał - zawsze był zajęty. Więc - ogromna pracowitość, ogromna pobożność był dla naszego dekanatu ogromnym wzorem modlitwy. Cichy, spokojny, pokorny. I za to wszystko mu pięknie dziękujemy i prosimy o modlitwę. Było tu już : - te co były podziękowania, nie będę wspominał. Strażakom ślicznie dziękujemy i Radzie Duszpasterskiej za opiekę nad zmarłym. Oni to podnieśli go, gdy upadł tam na polu pod krzyżem misyjnym. Przed mszą św. , miał mieć o 700 (19.00) mszę i po 600  (18.00) stał z nimi i mówił, a jak wspomniano te drzwi były wmontowywane. I mówią strażacy: słabo mi – odezwał się – i upadł w te kwiaty, które kochał i już koniec. Ani pielęgniarka, ani lekarz z erki z Dębicy nic nie pomogli.

 

Tam umarł pod krzyżem, wśród tych swoich umiłowanych kwiatów.

 

No i ci rada, strażacy zaopiekowali się wszystkim przez dwie noce i tu wartowali, pilnowali swojego proboszcza w  tej trumnie. Ks. biskup tak sobie życzył, ale to nie trzeba było prosić oni sami wiedzieli o tym, że księdza wiemy mieli, że tu jest jego i nasze miejsce.

Zadecydowali, że jak u nas chce leżeć proboszcz to musimy mu zrobić grobowiec. I wzięli i wybudowali już prawdziwy grobowiec, a kiedyś nagrobek ktoś później zrobi. Strażakom i wszystkim tym panom serdecznie bardzo dziękuję.

Dziękuję paniom, które tak owocnie przygotowały nam posiłek i zaprosiły do sali katechetycznej, a dzisiaj wszystkich księży i siostry zakonne proszą tu opodal do remizy na wpisanie się do księgi zmarłych. I na ostatnie może słowa między sobą.

Księże Biskupie dziękujemy bardzo serdecznie, raz jeszcze serdecznie, żeś zechciał pożegnać naszego umiłowanego kolegę. Bóg zapłać.

 

                        Bronisław Wójtowicz.

 

 

Czarna chmura front zmieniła, naszą parafię opasała.

Księże Kanoniku odszedłeś, ona łzami deszczowymi  Cię żegnała.

Księże Stanisławie! Dlaczego tak zawczasu odszedłeś?

Dlaczego  odszedłeś od tej młodej parafii.

Księże Stanisławie, żegnamy Cię:

Żegna Cię Parafia dziękując Ci za Twą pracę, za wysiłek,

za ciężką pracę, aż do utraty zdrowia.

Księże dziękujemy Ci za tą świątynię, którą oddałeś,

Którą skróciłeś naszą podróż do niej.

 

Księże Stanisławie żegnają Cię Ojcowie i matki

Żegna Cię młodzież żeńska i męska

Stanisławie czy słyszysz nas –

teraz Cię żegna młodzież szkolna z swoimi wychowawcami.

Księże Stanisławie, żegnamy Cię!

Żegna cię Ochotnicza Straż Pożarna,

Z którą byłeś tak związany, której byłeś oddany...

 

Żegna Cię przyroda, którą tak kochałeś.

Żegna Cię ta szara twoja uprawna ziemia,

Której byłeś tak oddany.

 

Księże Stanisławie, żegnają Cię Twoi Kapłani

wraz z Ekscelencją Biskupem.

Żegna Cię Kondukt pogrzebowy.

 

Księże Stanisławie, żegnamy i dziękujemy.

Żegnamy Twoje dłonie spracowane,

którymiś oddawał tak wiele pracy w naszej parafii.

 

Księże  Stanisławie, ten GRÓB, który widzę przed sobą...

 

Jesteśmy dumni z tego, że pozostajesz w naszej parafii,

Że Ty zostajesz wśród nas, bo przecież te słowa były:

„Chociaż by chcieli mnie wywieźdź, nie dajcie,

ja chcę być u Was”.

Księże Stanisławie, żegnamy Cię, żegnamy Cię w umocnieniu

Żegnamy, ale pozostajesz wśród nas,

na tej ziemi cmentarnej, na której wydeptałeś ścieżki.

 

Księże Stanisławie, żegnają Cię ścieżki:

Ty ścieżkę wydeptałeś do szkoły.

Niosłeś tam stale Słowo Boże.

Księże Stanisławie wydeptałeś ścieżki

opatrując góry i lasy nasze, około 3 kilometrów,

gdzie często tam chodziłeś i modliłeś się,

do kapliczki, która była na górze na drzewie.

 

Księże Stanisławie  na .....  borów i lasów pamiątkę.

Pamiątka, która będzie zawsze wspominała,

Pamiątka – cmentarz historyczny z Potopu Szwedzkiego.

 

Księże Kanoniku, żegnamy Cię.

Żegnamy Cię!

Niech Pan przyjmie Cię do Królestwa swego.

A ta ziemia cmentarna, po której chodziłeś,

niech Ci lekką będzie.

 

Niech Bóg przyjmie Cię do Siebie.

 

Pożegnanie Pani Julii Skrzyneckiej.

 

 

Drogi Księże Stanisławie

 

W imieniu  Stowarzyszenia Rycerstwa Niepokalanej  w Dębicy i wszystkich Rycerzy tej Parafii pragnę Ci przy tej trumnie, która kryje twoje ciało... a twój duch jest pośród nas,

wobec tylu  tu zgromadzonych na tym pożegnalnym nabożeństwie, podziękować Bogu za twoje kapłaństwo. Za   twoją    postawę gorliwego cichego kapłana a zarazem Rycerza Niepokalanej.   Dokładnie 3 lata temu  rozmawialiśmy o założeniu Rycerstwa Niepokalanej w tej parafii Korzeniów. Nie zwlekałeś, ale wyznaczyłeś dzień, a ponad to powiedziałeś: „Ja jestem Rycerzem od dzieciństwa, oraz moje rodzeństwo. To  nasza mama wpisała nas do księgi Rycerzy w Niepokalanowie i zawsze wspólnie odmawialiśmy Akt Oddania. Pokazałeś dyplomik, który mimo tylu lat był nie zniszczony w twoich dokumentach.

 

Były obawy, czy będą chętni, czy będą przychodzić na spotkania, ale podjęliśmy modlitwy aby to wszystko omodlić modlitwą różańcową i koronką do Bożego Miłosierdzia.

 

To była moja pierwsza parafia, w której zakładałam Rycerstwo Niepokalanej. Maryja udziela szczególnego błogosławieństwa w tej parafii. Do Rycerstwa  Niepokalanej wówczas  wpisało się w  jedną niedzielę 153 osoby. Dawało to dużo do myślenia. Przecież różaniec składa się ze 153 Zdrowaś Maryjo. To połów ryb; - powiedział inny ksiądz. W sieci było 153 ryby.

 

Ty księże Stanisławie wiedziałeś, że bronią w ręku Rycerza, to różaniec. Znałeś dobrze cel Rycerstwa  Niepokalanej. Wiedziałeś, że to ma być jak największa chwała Boża i zdobyć

jak najwięcej dusz dla Chrystusa przez Niepokalaną. Aby to wszystko dobrze wypełnić i zdobyć jak największą liczbę parafian dla Chrystusa, podejmowałeś różne godziwe środki.

Byłeś jak pracowita pszczółka, dla którego  Boża służba gorliwego kapłana nie skończyła się przy ołtarzu eucharystycznym, konfesjonał, nauka dzieci w szkole, ale modlitwa różańcowa

pierwsze soboty, jako wynagrodzenie Sercu Maryi za zniewagi. 13 – tego każdego miesiąca różaniec fatimski, godzina miłosierdzia, spotkania Rycerstwa Niepokalanej

w każdą drugą środę  miesiąca. Modlitwy ku czci Najświętszego Serca.

 

Wiele serca, pracy, i czasu poświęcałeś   , aby upiększać tą świątynię, nawet te pszczoły, które były dla Ciebie radością, i ten miód, który dawałeś między potrzebujących. Sam byłeś jak ten miód, który przetwarzały twoje pszczoły. Miałeś czas, aby służyć, doradzić, przekazywać to słowo zawarte w Ewangelii. Miałeś serce wielkie i czułe dla dzieci, młodzieży, a ujawniało się to na spotkaniach. Byłeś dobry jak Ojciec do którego lgną dzieci. Nigdy się nie zdenerwowałeś, chociaż czasem one zachowywały się  za głośno. Kiedy wiedziałeś, że coś zagraża rodzinie, czy dziecku tej parafii, czyniłeś wszystko, co mogłeś; jak już nie mogłeś nic więcej, to prosiłeś, aby się za tę osobę modlić, a w ten sposób okazywałeś wielką troskę. Twoim pragnieniem Księże Stanisławie, było, by wszyscy się kochali i szanowali i byli w jedności. Życzyłeś wszystkim dobrze.

Pamiętam te piękne życzenia podczas spotkania opłatkowego w kołach rycerskich. Był to zjazd, kiedy powiedziałeś takie słowa: Pani Julio, życzę Ci jednego, Siostro Rycerska; aby szatan nie dotknął Ci nawet pięty, w tym wielkim dziele Niepokalanej.

 

Chrystus pierwszy zmartwychwstał, wstąpił do nieba, aby przygotować nam miejsce w niebie. Tak wierzyłeś i uczyłeś. Pragniemy Księże Stanisławie, w tej drodze do wieczności, abyś zasiadł na miejscu przygotowanym Ci przez Pana Jezusa w niebie. A jeśli by była jakaś najmniejsza przeszkoda, będziemy błagać Matuchnę, Matkę Najświętszą w modlitwach różańcowych, aby Ona była Twoją orędowniczką u Boga, i wprowadziła Cię swoją bramą

do królestwa wiecznej chwały w niebie. Powierzamy Twoją duszę Bogu przez Maryję Niepokalaną, Świętego Maksymiliana i świętych w niebie.

 

Podziękowanie Pana Bronisława Wójtowicza. Na cmentarzu.

 

 

W imieniu Parafii składam serdeczne podziękowanie, tym, którzy wzięli udział w ostatniej ścieżce naszego Księdza Proboszcza.

Dziękuję wszystkim Księżom.

Dziękuję wszystkim Kolegom, którzy przybyli. Dziękuję Straży,

Dziękuję także Straży z Bobrowej, która przybyła i wszystkim, wszystkim...

Dziękuję Księżom, którzy przybyli tak licznie.

Dziękuję Ekscelencji, Biskupowi, który brał udział w tym ostatnim pożegnaniu. Naprawdę dziękuję w imieniu parafii wszystkim, wszystkim, którzy dziś tu przybyli.

 

Słowo Brata księdza Stanisława (..............). Na cmentarzu.

(Słaba czytelność taśmy dźwiękowej, dlatego fragmenty są opuszczone).

 

 

Mojemu bratu przerwano właściwie ...............  długie było to kazanie, nie mógł dokończyć...

Nie wiedział też, że są różni księża, którzy przybyli z różnych stron, że jest rodzina, księża naszego Edwina, jego Rodzina Zakonna, jego Koledzy.

Także i moi koledzy, którzy przyjechali ze Śląska, .... że mamy sąsiadów naszych z Żegocina, z Wielopola. Mamy Siostry Zakonne z Wielopola. Matkę Generalną Sióstr Michalitek,... Brzeziny, Żegocina. ...  Wielu jeszcze parafian z różnych stron. Po prostu my nie wiemy o wszystkich. Patrzyłem --- na tę rzeszę, na pewno był kilometr długości wiernych. Byłem wstrząśnięty. Bo pamiętam pogrzeb Rodziców. Też była ogromna rzesza. Wielopole jest ogromne. Trudno porównać z Korzeniowem, a jednak jest tu coś niesamowitego. Dlatego jeszcze raz w imieniu naszej Rodziny składam  serdeczne        BÓG ZAPŁAĆ !!!

 

Niech Bóg dobry sprawi, żeby ta uroczystość tak smutna, tak bolesna zarazem, napawa jakąś nadzieją. Nadzieją na lepsze ..... . Tyle ludzi odchodzi od nas ....

Właśnie zrozumieć...

 

Żeby znaleźć kapłana prostego, nie wymownego, a szlachetnego. To właśnie o Was dobrze świadczy. Takich nam trzeba kapłanów.   I właśnie za waszą ( ........... absurdalność). Za ten trud, któryście podjęli, przybyliście z różnych stron z daleka i z bliska niech wzbudzi w nas nadzieję, że te czarne chmury, o których wspomniał tutaj........  jeden z parafian.

 

Niech  te czarne chmury zostaną przepędzone przez Zmartwychwstałego i zwycięskiego Chrystusa. Nasz zmarły brat, a Wasz proboszcz ------------------------ za nami wszystkimi. Radośnie spotkać w Ojczyźnie Niebieskiej. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

 

II

 

 

Kilka relacji wiernych  ujmujących postać

 ś.p. Ks. Stanisława całościowo

– działalność i duchowość.

Z zebranych wspomnień wyszczególniłem kilka, które pomagają nam  wniknąć i zrozumieć głębię osobowości

 ś.p. Ks. Stanisława.

 

 

            Kiedy dowiedziałam się, że mieszkańcy Korzeniowa piszą wspomnienia o śp. Księdzu Proboszczu Stanisławie Mucha postanowiłam i ja przywołać niektóre z nich i podzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi TEGO kapłana, którego traktowaliśmy jak największego przyjaciela naszego domu.

            Mieszkam w Bobrowej Woli, ale nasza rodzina rzadko bywała w korzeniowskim kościele, gdyż należymy do parafii w Nagoszynie.

            Z KSIĘDZEM STANISŁAWEM łączyły nas jednak dość bliskie, można rzec przyjacielskie relacje. Jego nagła śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem i do dziś trudno nam się pogodzić z myślą, że nie złoży ON już wizyty w naszym domu, nie wysłucha naszych problemów, nie poradzi jak je rozwiązać, nie podyskutuje o wychowaniu dzieci w rodzinach, o ich zachowaniu w szkole, o aktualnej sytuacji w kraju, w regionie, w parafii  itd...

            Ksiądz STANISŁAW dzielił się czasem owocem swojej pracy jakim był miód pszczeli, a właściwie dbał, aby nam miodu nigdy nie zabrakło. Pytał wprost: „Macie jeszcze miód, bo jeśli nie to podrzucę...”. polecał jego spożywanie zwłaszcza mojej teściowej, która leczy się na serce. Nigdy nie chciał żadnej zapłaty, więc staraliśmy się i my czasem obdarować GO skromnym owocem naszej pracy – odrobiną sera, jajkiem czy śmietaną. Był za to zawsze ogromnie wdzięczny.

            Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy przyjechał do nas zaszczepić młodą jabłonkę, aby w przyszłości rodziła cenne antonówki. Ponieważ przyjazd tego dnia był niespodziewany, a mąż miał pilny wyjazd, którego nie mógł odłożyć przypadło mi w udziale towarzyszyć KSIĘDZU przy tej pracy. KSIĄDZ STANISŁAW szczegółowo i cierpliwie objaśniał zasady i sposób szczepienia drzew owocowych.

            Polecił mi bym okładała gałązki w miejscu zaszczepienia specjalną gliną, a potem „bandażowała” je. Nawet pochwalił moją pracę mówiąc: „Robisz to bardzo dokładnie...”. korzystając z okazji pytałam KSIĘDZA o różne rzeczy związane z sadownictwem, a KSIĄDZ skrupulatnie mi wyjaśniał. Potem pokazał mi jeszcze zasady przycinania gałęzi na drzewkach owocowych i wszystkie rosnące w naszym niewielkim sadzie wraz ze mną poobcinał. Spędziliśmy przy tej pracy ponad trzy godziny. Odnosiłam wrażenie, że KSIĄDZ jak dobry Ojciec (mój własny zmarł nagle gdy miałam 18 lat) dzielił się swoją wiedzą i umiejętnościami. Wiedziałam, że o wszystko mogę GO zapytać.

            Emanująca z osoby KSIĘDZA STANISŁAWA dobroć, serdeczność i prostota tak w słowach jak i w stroju bardzo ośmielała wszystkich do rozmowy z NIM.  

            Wiele z JEGO cennych rad sadowniczych przekazałam moim braciom, którzy też urządzają ogrody przy swoich domach. Podkreślam przy tym z dumą, że nauczył mnie tego KSIĄDZ STANISŁAW MUCHA.            KSIĄDZ STANISŁAW był człowiekiem niezwykle wrażliwym, a przy tym skrytym i nieprawdopodobnie skromnym. Tydzień przed JEGO śmiercią ja i mój mąż odwiedziliśmy Go. Pożyczaliśmy od NIEGO czasem książki i właśnie przybyliśmy, aby MU je oddać. Jeszcze nigdy tak długo i serdecznie nie rozmawialiśmy jak wtedy. KSIĄDZ STANISŁAW tego wieczoru ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, ale i wewnętrznej radości po raz pierwszy od pięciu lat (ba ja mieszkam tu z mężem i teściową dopiero tyle czasu) opowiedział historię swojego powołania, przywołał wiele osobistych wspomnień z młodzieńczych lat. Dużo rozmawialiśmy o powołaniu każdego człowieka, o poszukiwaniach i sposobie rozpoznawania, odczytywania Bożego powołania. To były dla mnie niezapomniane chwile.

            Ksiądz STANISŁAW MUCHA z ogromnym przejęciem i z uwagą wysłuchiwał wszystkich problemów rodziny, ale także problemów innych ludzi, szczególnie jeśli dotyczyły one zdrowia. Zawsze starał się coś poradzić. Czasem proponował lekturę, ale przede wszystkim bardzo autentycznie współczuł temu, kogo problem dotknął. Kiedy jednego razu dowiedział się o kłopotach zdrowotnych mojego męża, kazał nam przyjechać do NIEGO. Sam wypytywał szczegółowo męża o dolegliwości, sceptycznie odniósł się do mojej gotowości szukania pomocy dla męża u lekarzy. Poradził aby zastosować kurację balsamem kapucyńskim, który nam podarował wraz z instrukcją zastosowania. Twierdził, że to powinno mężowi pomóc. Nie byłam tego taka pewna i niesłusznie wątpiłam, bo kuracja okazała się bardzo skuteczna i dolegliwości ustąpiły...

            KSIĄDZ STANISŁAW MUCHA był dla naszej rodziny wielkim autorytetem. Będąc u NIEGO w mieszkaniu patrzyłam z podziwem na książki, kasety do nauki języka angielskiego oraz nieprawdopodobną, aż zawstydzającą mnie siłę woli, systematyczność w nauce i samodyscyplinę. Kiedy trzy lata temu mój mąż wspomniał o kupnie komputera, KSIĄDZ STANISŁAW udzielał mu wielu cennych wskazówek dotyczących wyboru urządzenia, za co jesteśmy MU niezwykle wdzięczni. Wskazywał też na osoby, które mogłyby nam pomóc przy zakupie. Oczywiście skorzystaliśmy z JEGO rad.

            Podziwiam też KSIĘDZA STANISŁAWA za wytrwałość w stosowaniu diety p. Kwaśniewskiego. Nieraz w domu chcieliśmy księdza poczęstować czymś, lecz jeśli nie było to zgodne ze stosowaną dietą wówczas stanowczo i konsekwentnie odmawiał. Był przekonany, że dieta p. Kwaśniewskiego służy dobrze JEGO zdrowiu, gdyż wielokrotnie GO o to pytałam. Twierdził zawsze, że czuje się o wiele lepiej, niż przed zastosowaniem tej diety.

            Czasami KSIĄDZ STANISŁAW ujawniał swoje zatroskanie i niepokój o przyszłość dzieci szkolnych i coraz częstsze przejawy negatywnych zachowań, braku dyscypliny, agresji i arogancji w stosunku do nauczycieli ale i rówieśników.

            Wówczas starałem się KSIĘDZU uświadomić, że nie jest on „osamotniony” w swoich troskach. A na ten temat mogłam też wiele powiedzieć, gdyż pracuję w szkole podstawowej i to ogromnej, bo liczącej ponad tysiąc uczniów. Jako nauczyciel również ubolewam nad taką sytuacją, a za fakt szczególnie niepokojący uważam coraz częstsze przejawy i rażące przykłady braku szacunku dzieci wobec swoich rodziców, a także tolerowanie i nieuzasadnione usprawiedliwianie przez rodziców negatywnych zachowań ich dzieci.

            Ś.P. KSIĄDZ STANISŁAW MUCHA przeżywał wewnętrznie wszystkie problemy; zarówno własne, jak i innych. Jeżeli doznawał przykrości od ludzi bardzo cierpiał, zamykał się w sobie i nie chciał o tym mówić. Jeżeli już coś powiedział, to były to słowa zawsze bardzo wyważone.

            Ilekroć wracam myślą do osoby śp. KSIĘDZA STANISŁAWA zawsze budzi ONA niezwykle ciepłe, przepełnione szacunkiem, wdzięcznością odczucia. I odczucia te dotyczą wszystkich w naszym domu – męża, teściowej, którzy mieli szczęście poznać i  przebywać z KSIĘDZEM o wiele wcześniej niż ja. Zgodni jesteśmy wszyscy, że Ś.P. KSIĄDZ STANISŁAW miał w sobie jakąś przedziwną siłę i moc, by tak wiele w życiu osiągnąć.

            W naszej rodzinie wspomnienie o NIM są wciąż żywe, a żal do Pana Boga, że zbyt szybko zabrał NAM KSIĘDZA STANISŁAWA wciąż tłumiony. Osoba KSIĘDZA MUCHY weszła na stałe do grona zmarłych z naszych rodzin, za których codziennie modlimy się do Pana Boga o wieczną radość i szczęście dla NICH.

                                                                                                         

                                                                                              Bobrowa Wola 10.01. 2003.

                                                                                                          Zofia Więch

 

 

Wielebny Księże Proboszczu.

 

            Spełniając prośbę Ks. Proboszcza przesyłam moje wspomnienie związane z osobą śp. Ks. Stanisława Muchy, zmarłego Proboszcza w Parafii Korzeniów.

            Dołączam życzenia, by pogoda ducha i radość z codziennych, drobnych nawet sukcesów w pracy duszpasterskiej nigdy księdza nie opuszczała.                 

 

Szczęść Boże!

 

C. Góra

 

 

Nowy Sącz. 15.VI. 2003.

 

 

 

Wspomnienie o śp. Ks. Stanisławie Mucha.

 

 

            Księdza Stanisława poznałam, gdy byliśmy w Wielopolu gościnnie u Jego rodziców. Ksiądz Stanisław był jeszcze klerykiem przygotowującym się w Seminarium w Tarnowie do stanu kapłańskiego i przyjechał na wakacje do domu.

            Nie był zbyt skory do rozmowy z obcymi, ale było widać z zachowania i całej postawy, że jest szczęśliwy, o czym świadczyła też Jego twarz pełna wewnętrznego, radosnego spokoju.

            Rodzice ks. Stanisława to wyjątkowi ludzie. Pani Stanisława – matka księdza była osobą życiowo bardzo mądrą, wspaniałą gospodynią. Pan Jan – ojciec – to nieskończenie dobry człowiek.

            Życie w tak trudnych czasach jak II wojna światowa i ciężkie wydarzenia jakie spotykały tę rodzinę w czasie jej trwania, a także potem, gdy kształtowała się nowa władza, nauczyło Ich przede wszystkim tego, aby zawsze być sobą, nie zmieniać poglądów w zależności od sytuacji (czasem korzystnych w sensie materialnym) co nieraz było powodem wielu kłopotów i zmartwień.

            Oboje rodzice uczyli swoje dzieci (sześcioro) przykładem swojego życia odpowiedzialności za słowa i czyny, dokładności i sumienności w wykonywaniu każdej pracy. Nie tolerowali kłamstwa, obłudy i fałszu w stosunkach tak rodzinnych, jak i sąsiedzkich. Uczyli własnym przykładem, aby nie przechodzić obojętnie obok głodnego, opuszczonego, pogardzanego przez innych, nie być nieczułym na krzywdę i zło, którego sami tak wiele w życiu doznali, a którego wokół nas jest coraz więcej, oraz tego, że nie należy się zbytnio przejmować sprawami, na które nie mamy wpływu.

            Dom rodzinny i rodzicielska miłość to najpiękniejsza rzecz na świecie. Chowane więc w miłości i szacunku do drugiego człowieka, otoczone troską rodziców, która towarzyszyła im zawsze, córka i synowie byli dobrze przygotowani do życia i jego nieraz gorzkich niespodzianek, i nie można się dziwić, że są wspaniałymi ludźmi oddanymi całym sercem i duszą na służbę Bogu i ludziom.

            Tak się złożyło, że ksiądz Stanisław trochę później niż Jego bracia został kapłanem i może dlatego, że mimo tylu niesprzyjających okoliczności został nim, tak bardzo głęboko przeżył swoje prymicje.

            Nie było przy nim w tym dniu tak ważnym w życiu, Jego ziemskiej Matki, która zmarła 29 XI 1971r., ale była i zawsze przy Nim stała Matka Niebieska, chroniła i pocieszała, dodawała otuchy i budziła nadzieję, pomagała przezwyciężyć strach i obawy przed podejmowaniem ważnych decyzji, ocierała łzy smutku i goryczy w chwilach zwątpienia i rezygnacji. To Jej, najlepszej z Matek mógł bez obawy wyskarżyć się ze wszystkich zawiedzionych nadziei, wypłakać swój żal i smutek, gdy spotkała Go od ludzi niewdzięczność, brak zrozumienia, gdy był niesłusznie poniżany i krytykowany.

            Pamiętam dobrze motto z Jego homilii: : „przez jednego mądrego miasto się zaludnia”.  Czasem zmieniałam: „Przez jednego „dobrego” miasto się zaludnia”. Tak bardzo się starał i zabiegał gdziekolwiek pracował, czy jako wikary, czy już proboszcz, o tego, chociażby jednego sprawiedliwego (dobrego), który byłby wzorem do naśladowania dla innych, zachętą, że można w życiu codziennym być „świętym” jak śpiewają o tym dzieci z Arki.

            Przyzwyczajony do pracy od dzieciństwa znał niemal każdy jej rodzaj. Znał się na pracach polowych, był i mechanikiem, stolarzem, elektrykiem, spawaczem, monterem, na wszystkim się znał, a ostatnio także na komputerach.

            Dobrze wykorzystywał swoje umiejętności przy budowie kościoła w Korzeniowie, który jest dzisiaj pięknie, ze smakiem artystycznym wykończony, wszędzie widać rękę mądrego, pracowitego gospodarza, dbającego o porządek i ład na każdym kroku.

            Obserwując Jego pracę i działanie mogę sądzić, że ksiądz Stanisław był bardzo dokładny, wkładał we wszystko co robił wszystkie swoje siły duchowe i umiejętności radzenia sobie w każdej potrzebie.

            Tylko o sobie mało pamiętał czego skutkiem była ciężka choroba, a potem przedwczesna śmierć. Nie miał nawet plebani, tylko mieszkał na wieży, ale nie narzekał, bo czuł się tam dobrze i jak sam mówił „bliżej do nieba”.

            Miał też na tej wieży sporo gości, a były nimi zaprzyjaźnione ptaki, zaglądał też ciekawie księżyc i przynosił nowiny z kosmosu.

            W czasie spotkań najczęściej rozmawialiśmy o dzieciach, o szkole, o trudnościach w nawiązywaniu dobrych kontaktów z ludźmi, o zagrożeniach jakie stwarza telewizja przez swoje nieodpowiedzialne czasem programy i filmy, w których króluje przemoc, zbrodnia i gwałt, a które na pewno na dłuższą metę deprawują i szkodzą młodemu człowiekowi, a zwłaszcza dzieciom, które jeszcze nie umieją rozpoznać co dobre, a co złe.

            Te rozmowy dawały mi obraz obecnych, coraz większych trudności wychowawczych i dydaktycznych w dzisiejszej rzeczywistości.

            Ks. Stanisław bardzo żywo reagował na każde zło, któremu nie mógł zaradzić, zapobiec, bardzo przejmował się niepowodzeniami i siebie często obwiniał jeśli coś się psuło miedzy ludźmi, było powodem nieporozumień sąsiedzkich, a nawet konfliktów.

            Bardzo lubił pracę z dziećmi, umiał zrozumieć ich kłopoty, razem z nimi je przeżywał, był cierpliwy i zawsze miał czas na rozmowę z nimi.

            Dzieci były dla Niego wielką pociechą i nadzieją. Przeczytałam Jego listy do uczniów pisane do nich, gdy był w sanatorium. Wzruszające są te listy, tyle w nich serdeczności, ciepła, miłości i zatroskania o sprawy codziennego życia każdego niemal ucznia.

            Zawsze wierzył w bezinteresowną przyjaźń i dobrych ludzi, przez których działa Bóg.

            Dzieci też go lubiły, były przywiązane do Niego, ufały mu bez zastrzeżeń, bo wiedziały i czuły, że mają w nim opiekuna i obrońcę. Dobrze też znały Jego życie, chętnie mu pomagały w różnych pracach, o czym świadczą ich rysunki, które miałam okazję zobaczyć, a które bardzo mi się podobały, bo są świadectwem, że dzieci z Korzeniowa bardzo kochały swojego Proboszcza i Katechetę i boleśnie odczuły Jego stratę.

            Rozmawiając o różnych sprawach z życia codziennego dowiedziałam się jak dużo czasu poświęcał ks. Stanisław ludziom starym, schorowanym, samotnym, umiał podać rękę tym, których wszyscy potępiali, których omijali z obrzydzeniem. Zawsze miał czas na rozmowę z nimi, służył dobrą radą, uczył, pomagał finansowo jak była taka potrzeba, zwłaszcza rodzinom wielodzietnym, zachęcał do zmiany życia, walki z nałogami, zwłaszcza pijaństwa. Nie wszyscy jednak chcieli Go słuchać, korzystać z Jego rad i pomocy. Dla Niego pomaganie ludziom to bycie z nimi w działaniu, wspieranie się nawzajem w różnych zakrętach życia.

            Ksiądz Stanisław był wspaniałym znawcą i miłośnikiem przyrody. Zauważyłam to w czasie spaceru do lasu w Jego rodzinnych stronach. Potrafił znaleźć w trawie każde ziele, umiał je nazwać i określić jego lecznicze właściwości, umiał nazwać każdego ptaka, który schowany w gąszczu liści akurat się odzywał, po śladach wiedział jakie zwierze przechodziło leśną ścieżyną.

            Byłam zdumiona Jego wiedzą i zarazem zawstydzona swoim nieuctwem, brakiem podstawowych wiadomości o przyrodzie najbliższego otoczenia.    

            Pewno najlepszym odpoczynkiem duchowym, obrona i ucieczka przed stresami była praca w pasiece. Znał się na pszczelarstwie, zachęcał i uczył parafian, aby wykorzystywali wspaniałe warunki terenowe – dużo lasów, łąk – do zakładania pasiek. O leczniczych walorach miodu nie trzeba nikogo przekonywać. Pasieka dobrze prowadzona może być sposobem na zarabianie pieniędzy w czasach, gdy tak trudno o pracę.

            Ks. Stanisław częstował i obdarowywał miodem nie tylko parafian. Dobrze znam przepyszny smak miodu z Korzeniowa, który zawsze przywoził nam gdy był w Nowym Sączu, a który przypominał mi moje dzieciństwo, ogromne lipy rosnące w ogrodzie, pachnące miodem i roje pszczół, których bardzo się bałam.

            Dzięki Ci Ks. Stanisławie za ten smakowity pachnący ziołami miód, który wzmacniał moje siły, poprawiał stan zdrowia i dawał radość, że ktoś tam o nas pamięta i myśli...

            Ostatni raz rozmawiałam z Ks. Stanisławem w sierpniu 2002r. może 3 tyg. Przed Jego nagłą, zupełnie dla mnie niespodziewaną śmiercią. Przyjechał do nas ze swoimi braćmi; Ks. Andrzejem i Ks. Józefem.  

            Uderzyła mnie Jego jakby odmłodzona, pełna radości i pogodnego uśmiech twarz. Nie poznałam Go w pierwszej chwili. Tak widział mi się zmieniony z tą jakąś słoneczną jasnością w oczach i całej postawie i takim chcę Go zawsze pamiętać.

            Rozmawialiśmy o wakacyjnych przyjemnościach i o zbliżającym się nowym roku szkolnym. Wiem z doświadczenia (pracowałam w tym zawodzie) jaki to ogrom pracy czeka każdego nauczyciela, w tym także katechetę, jak trzeba się przygotować, aby dobrze pracować już od pierwszego dnia nauki szkolnej.

            Ks. Stanisław zawsze ostatni zabierał głos w dyskusji, martwił się przede wszystkim tym, że dzieci mało czytają, nie umieją czytać ze zrozumieniem nawet uczniowie klas starszych. Zawsze był skrupulatny i drobiazgowy, to też do nauki religii już się przygotowywał gromadząc odpowiednie materiały, przeglądając podręczniki – nie tylko do nauki religii, które pozostawiają dużo do życzenia pod względem przydatności tak dla ucznia, jak i dla nauczyciela.

            Życzyłam Mu więcej optymizmu i wiary w swoje siły, że wszystko z Bożą pomocą się dobrze ułoży kończąc słowami: „W Tobie, Panie zaufałem, Nie zawstydzę się na wieki”. ( To są moje ulubione słowa i powtarzam je w chwilach trudnych nie tylko sobie, ale też innym, którzy akurat potrzebują duchowego wsparcia.)

             Przy okazji pochwaliłam się, że w czasie wakacji czytałam swoim wnuczkom książki, które powinny znać chociaż nie są to teraz lektury obowiązkowe.

            Ks. Stanisław pochwalił mnie za to, czym się bardzo ucieszyłam, bo On był oszczędny w pochwałach.

            Dziękując za wizytę przy pożegnaniu życzyłam naszym Przezacnym Gościom, by byli zawsze dla każdego z kim się spotkają „zwiastunami pociechy” i mocno wierzyli, że ich praca w winnicy Pańskiej da obfite plony, może nie zawsze zaraz widoczne, ale dobre „ziarno” rzucone z miłością do ludzi zawsze zaowocuje. Bardzo serdecznie pożegnałam Ks. Stanisława przepraszając, że nie poznałam Go w pierwszej chwili spotkania, nie przypuszczając, że to po raz ostatni, na zawsze.

            A za kilkanaście dni taka smutna wiadomość.

            Ksiądz Stanisław nie żyje.

            Minęło sporo czasu zanim sobie to uświadomiłam, przecież to zaledwie kilkanaście dni temu jak był wśród nas, był z nami, rozmawiał, dyskutował, śmiał się, był wesoły.

         Nie mogłam być na pogrzebie, ale modlitwą, wspomnieniami o Nim i sercem towarzyszyłam Mu w Jego ostatniej ziemskiej wędrówce do wieczności.

 

„Koniec życia ludzkiego

Jest końcem dnia właśnie

Im kto szczerzej pracował

Tym spokojniej zaśnie.”

  1. Mickiewicz.

 

 

            Śpij spokojnie Księże Stanisławie!

Wierzę mocno, że Dobry Bóg obdarzył Cię wieczną szczęśliwością, wynagrodził obficie każde dobro wyświadczone wielu ludziom w czasie Twojego ziemskiego życia.

            Wypraszaj nam Księże Stanisławie u Tronu Najwyższego łaski potrzebne każdemu z nas, by dobrze przeżyć życie, byśmy i my kiedyś dostąpili szczęścia wiecznego oglądania Boga i naszej ukochanej Matki.

 

Wspomnienie związane ze śp. Ks. Stanisławem Muchą

Proboszczem Parafii Korzeniów napisała C. Góra z Nowego Sącza.

 

Nowy Sącz 30 V 2003r.

 

P. S.

            Bardzo serdecznie dziękuję Wielebnemu Ks. Romanowi Deszczowi, że w dniu 3 V br. Towarzyszył nam i modlił się z nami przy grobie śp. Ks. Stanisława.

            Dzięki uprzejmości Ks. Proboszcza mogliśmy też zobaczyć zgromadzone przez Niego materiały o życiu i działalności zmarłego Ks. Proboszcza jaki złożyli parafianie w formie pisanych wspomnień o Nim i przepiękne rysunki najmłodszych przedstawiające codzienne prace ukochanego Księdza.

            Zwiedziliśmy też, staraniem zmarłego Proboszcza wykończony nowy Kościół w Korzeniowie i jego otoczenie.

            Proszę też o przyjęcie naszych serdecznych życzeń, aby Ks. Proboszcz  znalazł na nowej placówce ludzi przyjaznych, życzliwych, chętnych do pomocy, umiejących docenić starania nowego Proboszcza o uświęcenie parafian.

                                   Szczęść Boże.

Góra 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja – Św. Boża Rodzicielka!!!

 

Najczcigodniejszy ks. Proboszczu!

 

Po śmierci mamy Ś.p. Anny Mazur mam więcej nieco czasu na wiele zaległości, aby choć nieco odrobić. Może jest już za późno, ale chociaż niech to posłuży dla ks. Proboszcza, gdyż już do kroniki może nie czas już. W dowód wielkiej wdzięczności, wobec ś.p. Ks. Proboszcza Stanisława Muchy. Pragnę nieudolnie, lecz szczerze napisać kilkanaście zdań.

 

Ks. Proboszcz ś.p. Stanisław Mucha prawdziwy przyjaciel naszego domu w Korzeniowie, Anny i Zofii Mazur i nasz przyjaciel, mój i męża Edwarda Czapli w Łodzi. U mamy – Anny Mazur, ks. Proboszcz bywał na I piątki, z kolędą i tak czasem by nas odwiedzić, mama przez wiele lat chorowała, więc przez kilkanaście lat tam przyjeżdżałam sama lub z mężem. Dlatego te moje kontakty z ś.p. ks. Proboszczem Stanisławem.

Ks. Proboszcz poznał naszą rodzinę jako biedną, nie mieliśmy wtedy ani wody w domu, ani gazu. Sam kupił nam zlewozmywak i sam trudził się zamontowując go w kuchni z drugą osobą wspomagającą. I tak mamy w domu wodę, dzięki Proboszczowi. Zrobił nam też ks. Proboszcz niespodziankę i przywiózł kuchenkę gazową z butlą z gazem, a także dla chorej mamy wtedy też ks. Proboszcz przywiózł piecyk gazowy do grzania w pokoju wraz z butlą z gazem. Tak mamy w domu gaz dzięki ks. Proboszczowi i maszynkę na prąd i wiele innych rzeczy, które ks. Proboszcz nam kupił, żeby nas podciągnąć do poziomu ludzi we wsi. Był ks. Proboszcz bardzo wdzięczny za każdy drobiazg (siostra troszkę sprzątała u ks. Proboszcza), ale on zawsze chciał się odwdzięczyć, choć ona to robiła bezinteresownie i się cieszyła, że tak biedna osoba może coś zrobić dla księdza Proboszcza. Poza tym nasz wielki przyjaciel wiedział, że nie mamy samochodu, to chętnie zabierał nas z sobą czy to do chorej naszej mamy do szpitala, czy na odpust do swojej rodzinnej parafii, czy jeszcze w różne miejsca, w które ks. Proboszcz jechał z posługą, a także dwukrotnie mnie zabrał do Łodzi, gdy jeździł ks. Proboszcz do O. Bogusława Wójtowicza na śluby zakonne i na święcenia kapłańskie do Gniezna.

Z wielką troską Ojcowską służył mi także wiele razy spowiedzią św. i swymi Ojcowskimi radami. Życzliwy, pracowity, kontrolujący swe słowa, wymagający od siebie najpierw, kochający chorych i dzieci, a także swych parafian, zatroskany o młodzież, która poza kościołem się modliła na Mszy św. Kochany nasz  Przyjaciel. Niech Pan będzie Jego nagrodą.

 

// Słowa ks. Proboszcza „Choćbym był bratem rodzonym, inaczej bym nie postępował jak teraz”.//

Wspomnienie Marii Czapli z Łodzi.

Przesłano na początku stycznia 2004 r.

 

KSIĄDZ STANISŁAW MUCHA

KAPŁAN I PRZYJACIEL.

 

Ksiądz Stanisław Mucha objął funkcję Proboszcza w Korzeniowie w roku 1983. Podjął wtedy pracę przy rozpoczętej budowie kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Anny. Nie szczędząc zdrowia i sił wspólnie z parafianami poświęcił swój czas, aby jak najszybciej wznieść naszą świątynię. Pracował bardzo ciężko nie myśląc o tym, że nie jest to jego obowiązkiem. Zawsze miał w zanadrzu dobre słowo, którym potrafił rozjaśnić nawet najcięższe chwile życia. Właśnie takim sposobem bycia zyskał miłość i uznanie w sercach parafian.

Wychowywał się w rodzinie obdarzonej wielką Bożą Łaską powołania. Jego rodzice byli, jak opowiadał ludźmi godnymi podziwu, bo mimo ciężkich czasów wychowywali sześcioro dzieci, zajmowali się sporym gospodarstwem i do tego jeszcze zawsze znajdywali czas na modlitwę i nawiedzenie kościoła, oraz uczestnictwo w Mszy Świętej podczas dni powszednich. Tak wielka wiara rodziców zaowocowała powołaniami duchownymi wśród dzieci. Pięcioro dzieci Jana i Stanisława Muchów poświęciło w całości swoje życie Bogu. Tka więc kapłanami zostali: ks. Andrzej, ks. Józef, ks. Edwin i ks. Stanisław Natomiast ich siostra wstąpiła do zakonu i złożyła śluby wieczyste jako siostra zakonna. Rodzeństwo ks. Stanisława wypowiadało się i wypowiada o nim z rzadko spotykaną miłością, szacunkiem, wdzięcznością i dumą.

Proboszcz bardzo szybko poznał wszystkich swoich parafian. Wspólnie z nimi dokończył najważniejsze prace przy budowie i rozpoczął odprawianie Mszy Świętych w nowym kościele. Zjednał sobie miłość dzieci, które bardzo kochał. Mimo, że czasami były bardzo niegrzeczne on nigdy nie podniósł na nich głosu, nie nakrzyczał. Niejednokrotnie przygotowywał miłe, niewielkie niespodzianki dla maluchów. Starał się zaszczepić światło wiary wśród młodzieży. Zaproponował powstanie grup modlitewnych i pomógł w ich organizacji. To dzięki niemu powstała w naszej parafii: grupa ministrancka, Dziewczęca Służba Maryjna, wspólnota Krwi Chrystusa, Róże Różańcowe, czy Rycerstwo Niepokalanej. Wspólnie z parafianami dokonał pięknego wykończenia ołtarza i wnętrza górnej części kościoła. Tuż przed konsekracją Kościoła w 1999 roku zakupił wspólnie z parafianami trzy nowe dzwony: dzwon Św. Anny, Św. Maksymiliana Kolbego i Św., Kingi. Ich dźwięk sprawiał, że wszyscy parafianie czuli dumę ze swojego nowego kościoła. Podczas uroczystości konsekracyjnych dzięki zaangażowaniu księdza Stanisława przygotowano wśród miejscowej młodzieży i dzieci szkolnych chór, pięknie przystrojono kwiatami wnętrze świątyni. Zaproszono mieszkańców okolicznych parafii i kapłanów w nich pracujących. Było to ogromne święto wszystkich mieszkańców Korzeniowa, które coraz bardziej, za pośrednictwem i pomocą księdza Stanisława, zbliżało nas do Boga. Na zawsze też pozostanie w naszych sercach i pamięci.

Kilka lat przed konsekracją kościoła proboszcz obchodził 25-lecie kapłaństwa. Przedstawiciele wszystkich stanów złożyli mu skromne życzenia i słowa podziękowania za serce, którym objął  wszystkich parafian, za pracę, którą włożył w budowę świątyni i za życie, które poświęcił dla ludzi i Boga, zapominając o własnym szczęściu i odpoczynku. Dziękowały mu dzieci szkolne, miejscowa młodzież, mężczyźni i kobiety, bo nie ma chyba osoby, która mu czegoś nie zawdzięcza. Był nie tylko kapłanem, ale i przyjacielem. Każdy mógł się do niego zwrócić ze swoim problemem i wiedział, że otrzyma od niego pomoc, radę i modlitwę.

Kolejnym ważnym dniem z życia proboszcza była uroczystość Peregrynacji Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w dniach 13-14 lipca 2001 roku. Matki, którą tak bardzo kochał. Czcił i której kult starał się zaszczepiać wśród parafian. Włożył wiele pracy, aby została przygotowana droga dla przyjeżdżającego do kościoła Obrazu, oraz aby uroczyście przybrano kościół i ołtarz kwiatami. Wiele ludzi czuwało przy obrazie Matki Bożej modląc się, prosząc i dziękując za otrzymane łaski, za wspaniałego duszpasterza i błagając o Bożą Opiekę dla niego.

Wspólne spędzanie z nim czasu ułatwiało wszystkim dokładniejsze poznanie Jego osobowości. Łatwo to dostrzec i z był człowiekiem nadzwyczaj pracowitym. Zasadził przecież i uprawiał sad owocowy składający się z ponad tysiąca drzew, regularnie je obcinał, szczepił nowe odmiany. Dzięki  jego pracy zasadzony został las iglasty pomiędzy cmentarzem a kościołem. Natomiast w całej okolicy był słynny z produkcji pysznego i zdrowego miodu. Posiadał ponad 60 uli z pszczołami, które wykonał wysiłkiem pracy własnych rąk. Jego wszystkie zasługi bardzo trudno wymienić, bo jest ich tak wiele. Co tu dużo pisać. Ksiądz Stanisław był człowiekiem, jakich spotyka się bardzo rzadko. Był wspaniałym katechetą, duszpasterzem, przyjacielem, opiekunem, rolnikiem, spowiednikiem i Bożym wysłannikiem, który, jak tylko potrafił najlepiej, rozgłaszał Ewangelię i ułatwiał innym poznać Bożą Łaskę i Jego Ogrom i Moc.

Jego śmierć dotknęła wszystkich parafian, Wszyscy byli w szoku. Nikt tego nie przeczuwał i się tego nie spodziewał. Wszyscy parafianie starali się, jak najwięcej być w kościele podczas czuwania przy trumnie ze zmarłym duszpasterzem, pomóc podczas przygotowań do pogrzebu i wziąć w nim udział. Większość uroniło wiele łez i nadal czuje w sercu ból i pustkę, bo wszystkim go brakuje...

 

NIKT NIGDY NIE ZAPOMNI O JEGO DOBROCI I MIŁOŚCI, KTÓRĄ OBJĄŁ WSZYSTKICH LUDZI NAPOTKANYCH PODCZAS SWOJEGO ZIEMSKIEGO PIELGRZYMOWANIA. NA ZAWSZE POZOSTANIE W NASZYCH SERCACH.

 

Opracowała Karolina Gałka.

 

Rok 1944 Armia Sowiecka 1 sierpnia wypierała Armię Niemiecką;  Zagorzyce – Bystrzyca, Budzisz, na Wielopole Skrzyńskie, Brzeziny, Gródną Górną, Kamienicę Górną. Myśmy zostali wysiedleni przez Sowietów do Wielopola Skrzyńskiego. Ks. Dziekan Śmietana w Wielopolu Skrzyńskim utworzył Komitet do spraw wysiedlonych 190 rodzin. W skład Komitetu  na terenie Wielopola  wybrany był również Ojciec Ks. Stanisława Muchy. Rozprowadzał po domach wysiedlonych. Nas wziął do siebie 5 rodzin.

2 rodziny: Staniszewski Jan

                 Staniszewski Wojciech z Kamienicy Górny, ci pracowali.

2 rodziny: Nowak Antoni

                 Nowak Władysław z Grudny Górnny, ci nie pracowali.

1 rodzina - Świstak Józef; z dużą rodziną z Brzezin Górnych; Józef – to mój ojciec, Zofia jego żona, a moja mama, babcia moja Anna Kmiecik i rodzeństwo bracia Edward, Mieczysław, Józef, Florian i siostry Cecylia i Stefania, oraz piszący te słowa Tadeusz. Razem 10 osób z naszej rodziny. Nasza rodzina pomagała w polu przy kopaniu buraków i ziemniaków. (Kiedy wróciliśmy z przesiedlenia to tato ks. Stanisława wziął sprzęt rolniczy i nam pomagał w polu. Nasza miejscowość oddalona jest ok. 12 do 15 km.). Wszystkich z tych pięciu rodzin przesiedlonych było nas 30 a może więcej osób u państwa Muchów. Chociaż sami nie mieli gdzie mieszkać, bo ich dom się spalił, to jednak nas przyjęli.  Kobiety i dzieci spały na boisku w stodole, a mężczyźni w szopie. Była wozownia na wozy, uprzątnęliśmy i tam  spali starsi mężczyźni.

 

Mamusia ks. Stanisława Muchy wszystkim ludziom jedzenie dała na miski. Wszystkich traktowała jednakowo i solidnie. Bardzo dobre serce i troską otaczała. Byliśmy 2 tygodnie. Ks. Dziekan wziął na własny folwark na Konice. Na tym folwarku byliśmy 2 tygodnie. Pociski artylerii niemieckiej padały na zachodnią część Wielopola Skrzyńskiego, cmentarz i górę. Żołnierze Sowieccy kazali się wynosić z folwarku na Konicach. Ks. Dziekan Śmietana rozmieścił wysiedlonych po parafiach Pstrągowa, Czudec, Grodzisko, Glinik Zakrzewski, Glinik Zaborowski. Z Księżmi tych parafii załatwiał mieszkania dla wysiedlonych. Również Ojciec ks. Stanisława Muchy był łącznikiem furmanek (przewoził dzieci, kobiety), organizował przewózki furmankami do tych miejscowości pod przewodnictwem Księdza Dziekana Śmietany. Na wysiedleniu byliśmy do wiosny 1945 roku. Najwięcej było ludzi ze Stągowa, ale byli i z innych parafii. Z wielką pomocą szedł również Zygmunt z Konic wujek ks. Stanisława. (Agronom, który pochodził z Wielopola).

 

Mamusia ks. Muchy chodziła pielgrzymką do Tuchowa przez 3 lata; rok 1946, 1947, 1948, ze śpiewem na ustach do Tuchowskiej Pani Ślicznej Maryi; z Siedlisk Bogusz do Tuchowa.

Przewodnikiem był Pietrzycki Jan z Grudnej Górnej, ojciec 2 księży OO. Michalitów; O. Stanisław prowincjał i jego brat Józef, sławny misjonarz, który prowadził prace misyjne w wielu parafiach w Polsce.

 

19 września 1946 r. Mamusia Ks. Stanisława brała udział w pielgrzymce z Siedlisk Bogusz do Dębowca. Pielgrzymkę witali O. Superior Golte  pochodzenia francuskiego, oraz Eminencja Kardynał, Metropolita krakowski Karol Wojtyła. Ekscelencja ks. Biskup Lubelski i kard. Stefan Wyszyński. Pielgrzymka od 800 do 1200 ludzi z kilku miejscowości z Ks. ś.p. Karolem Kawulą z parafii Siedliskiej, witani byli jako wielcy pielgrzymi; pośród nich Mamusia Ks. Stanisława Muchy.

 

Opracował Tadeusz Świstak z Bobrowej.

 

 

Wspomnienie o Najdroższym i Najbliższym sercu

 Księdzu Stanisławie Mucha

 

,,Serce Jezusa niechaj cały świat zapłonie Twoja Miłością”.

 

      Ksiądz Stanisław Mucha to dla mnie człowiek święty. Dobry, wielkoduszny o wielkim i pięknym sercu. Bardzo wrażliwy na cierpienie i ,,biedę” drugiego człowieka. Cichy i skromny, zawsze umiał dostrzec dobro. Bardzo otwarty na drugiego człowieka.

       W sposobie jego bycia - mówienia, zachowania łatwo mogłam dostrzec jak bardzo kocha Pana Boga i że Jego przykazania są najważniejsze w jego życiu.

      Matkę Najświętszą umiłował całym sercem, całą duszą. Często mówił o Maryi, że ona jest Naszą Matką i Przewodniczką do Pana Boga.

      Często mówił nam o swojej ziemskiej mamusi, tacie, jak bardzo oni Ją  umiłowali i wszczepili tą miłość również w Jego serce i życie

     O swoich rodzicach mówił często, i zawsze z wielkim szacunkiem i uznaniem.

     Gdy ksiądz Stanisław uczył mnie religii bardzo często mówił nam o Matce Bożej, zachęcał do odmawiania różańca świętego, założył grupę różańcową dzieci, młodzieży i dorosłych. Często również opowiadał nam o Dziewczęcej Służbie Maryjnej i zachęcał często, aby któraś z nas dziewczyn chciała poznać tą grupę bliżej i poprowadzić ją, oczywiście, z jego pomocą, tak duchową, jak i w prowadzeniu.

    Dzięki Naszemu Księdzu założyłam z 2 koleżankami grupę DSM. Bardzo często wspierał nas modlitwą i obecnością. To dzięki Niemu  grupa ta powstała i bardzo dobrze działała.

    Ksiądz Stanisław cały czas dodawał nam odwagi, otuchy i nieustannie zachęcał.

    Dzięki Niemu moje życie religijne było i jest bardzo ubogacone, pogłębione i myślę, że nie tylko, ale również wielu dziewcząt, które teraz są matkami. Pragnął tego dla nas co autentyczne, dobre i piękne i często o tym mówił z ogromna radością i troską.

    Był  dla mnie  jak ojciec, bardzo mnie rozumiał i szanował jak kogoś równego sobie.

    W rozmowie z księdzem nigdy nie poczułam się lekceważona, czy też jak ktoś dużo młodszy lub nawet gorszy.

     Pamiętam jak bardzo zachęcał nas do brania udziału w rekolekcjach, oazach i kilka razy sam nam towarzyszył do miejsca, gdzie odbywały się rekolekcje.

     Dzięki księdzu Stanisławowi poznałam wspólnotę Krwi Chrystusa i należę już do niej kilka lat.

     On w bardzo dobry sposób pokazał jak można i trzeba się modlić.

Jego słowa dotyczące modlitwy  wszczepiły w moje serce chęć i miłość do odmawiania różańca i Koronki do Bożego Miłosierdzia Bożego.

    Mimo  bardzo wielu zajęć potrafił wygospodarować czas, aby się modlić, czy też zająć się pracą przy pszczołach, zbieraniem grzybów lub pracą w sadzie, ogródku, robieniem soków, kompotów, zbieraniem ziół, stolarką i innymi rzeczami - to był niesamowicie bardzo pracowity człowiek. Przykład do naśladowania.

    W tej chwili jestem matką i czasem myślę, że mam za dużo pracy i  stąd to zaniedbanie w modlitwie, ale jak pomyślę o naszym kochanym księdzu jak on potrafił wszystkiego dopilnować i zrobić wszystko ze spokojem i zawsze miał czas dla Pana Boga. Nigdy nie narzekał na brak czasu. Nigdy.

    Często ujawniał głęboką troskę o przyszłość ojczyzny, narodu, zachęcał nas i modlił się o pokój i wlewał w nasze serca nadzieję na lepsze jutro.

    Nigdy nie ominął problemu  dotyczącego człowieka.

     Zawsze miał czas dla mnie na rozmowę. Jak sam powiedział- ,,Jestem do waszej dyspozycji 24h na dobę”- 24h na dobę miał otwarte serce dla człowieka.

    Wiele razy słowa wypowiadane przez księdza dodawały mi otuchy i radości. Mimo swoich trosk i smutków zawsze potrafił być radosny i ,,otwarty” na drugiego człowieka. Był bardzo uczynny i wrażliwy na cierpienie i troski nasze.

   Nigdy nie przeszedł obojętnie obok drugiego człowieka. Zawsze mogłam porozmawiać z nim na każdy temat.

    W razie potrzeby rezygnował z własnych planów i czasu. Służył radą i pomocą.

    Pamiętam raz byłam bardzo przeziębiona i byłam wtedy u księdza w pewnej sprawie, zapytał jak się czuję, dał mi parę wskazówek, co mam robić, żeby szybko wrócić do zdrowia i od razu podarował mi słoik miodu.

     Ksiądz Stanisław był człowiekiem, który miał bardzo duży wpływ na moje życie religijne, a także prywatne.

    Nauczył mnie zaufania i ,,otwartości” dla drugiego człowieka, gdyż on sam obdarzał każdego ogromnym zaufaniem i dobrocią..

   Bogu nie potrzeba dowodów, doktoratów, (...) też Bogu tak jak miłości, wystarczy, że się ,,Jest”.

   Ksiądz Stanisław właśnie Był.

   Moim zdaniem żył zasadą ,,żeby żyć trzeba Być, żeby Być trzeba żyć”. Jego życie było pieśnią o dobroci i miłości do Boga i człowieka.

   ,, Pamiętaj, Twoje życie może być Jedyna Biblią, jaką przeczytają inni ludzie”. Dla mnie życie księdza było właśnie tą ,,jedyną” Biblią, najpiękniejszą.

    Mam nadzieję, że pamięć o Kochanym księdzu Stanisławie na wieki zapisała się w moim sercu i nigdy nie zaginie.

    Wśród pamiątek po księdzu Stanisławie szczególnie droga memu sercu jest książka ,,Miłosierdzie Boże z pokolenia na pokolenie”, a także homilia, którą  ksiądz Stanisław wygłosił podczas uroczystego przyjęcia do DSM.

 

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie,

a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków.

                                                                                      Amen.

    

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

 

                                                                             Ewa Gawryś.

  ŚDM

  Mak

  Wrotycz

  Wierzba

  Skrzyp

  Babka

  Malisa

  Amen

  Amen.

  kl. II

  kl VI

  RODZINA

  JEDNA

  TO

  1

  wesele

  +. Jan

  Agapa

  Śnieg

  Wigilia

  Ognisko

  Figura

  OSP

  OSP

  kwiaty

  kwiaty

  Kwiaty

  palmy

  Tarnów

  Nowenna

  DSM

Zegar

Licznik

Liczba wyświetleń strony:
394236

Sonda

Czy zamieszczone treści na stronie parafialnej są dla CIEBIE interesujące: - TAK NIE

tak

nie


Polecamy strony

    Dźwięk

    Brak pliku dźwiękowego

    Święta

    Piątek, III Tydzień Wielkanocny
    Rok B, II
    Dzień Powszedni

    Wyszukiwanie

    Statystyki

    Brak własnych statystyk